piątek, 26 kwietnia 2013

24.


O godzinie 20 dzieciaki leżały już smacznie w łóżeczkach. Ja też chciałam iść spać. Udałam się, więc do swojego pokoju. Leżałam i próbowałam zasnąć. Jednak mój telefon nie pozwolił mi na to. Spojrzałam na wyświetlacz na którym widniał napis ''Perrie''. Odebrałam.
- Tak?
- Amy kochana wbijaj do nas na imprezę idziemy.
- Nie mogę muszę pilnować maluchy.
- Podrzuć je do Liam'a i Dan oni nie chcą iść z nami.
- Dzieciaki to nie jedyny powód dla którego nie mogę iść.
- Nie rozumiem?
- Dziś jest II rocznica śmierci mojego przyjaciela...
- Przepraszam nie wiedziałam.
- Chłopaki ci nie mówili?
- W zasadzie to się jeszcze z nimi nie widziałam, bo dopiero do nich jadę. Przepraszam, że zawracam ci głowę kochana. Może spotkamy się jutro?
- Jasne.
- No to pa.
- Pa.
Po rozłączeniu się dziewczyny Malik'a rzuciłam telefon gdzieś za siebie. Po chwili byłam już w ''objęciach Morfeusza''. Dzieciaki na szczęście przespali spokojnie całą noc. Obudziłam się o 7.00. Zajrzałam do rodzeństwa, aby upewnić się, że jeszcze śpią. Następnie zajrzałam do pokoju rodziców. Jakie było moje zdziwienie kiedy ich tam nie zastałam. Najdziwniejsze było to, że łóżko było pięknie zaścielone, więc albo jeszcze nie wrócili albo są trzeźwi. Postanowiłam sprawdzić czy nie ma ich w kuchni. Niestety tam również ich nie zastałam. Stwierdziłam, że przecież są już dorośli i wrócą później. Poszłam się przebrać. Kiedy już wychodziłam z łazienki, usłyszałam płacz brata. Zeszłam z nim do kuchni i rozpoczęłam przygotowywanie mu butelki. Po 15 minutach mały był najedzony i zadowolony. Przebrałam go i włożyłam do kojca, aby się pobawił. W tym czasie chciałam przygotować śniadanie dla Emmy. Zrobiłam, więc kanapki i schowałam je do szafy. Mała wstała o 8.00. Najpierw pomogłam jej się ubrać, a potem wyciągnęłam przygotowany wcześniej posiłek. Siostrzyczka pałaszowała ze smakiem kanapki. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pomyślałam, że to rodzice, jednak bardzo się myliłam. Za drzwiami stało dwóch funkcjonariuszy policji. Kiedy ich zobaczyłam zbladłam. W mojej głowie kłębiły się najczarniejsze myśli.
- Dzień Dobry. Komisarz Bruckner i komisarz Thomson. Czy to dom państwa Mayson?- zapytał jeden z mundurowych.
- Tak.- odpowiedziałam cicho
- Zastaliśmy może kogoś z rodziny pani Jennifer albo pana Luka?- facet spojrzał na mnie
- Jestem ich córką, a o co chodzi?- zapytałam
- Czy jest pani pełnoletnia?- kontynuował przesłuchanie policjant
- Tak. Dowiem się w końcu o co chodzi?- rzekłam lekko wkurzona.
- Proszę się uspokoić. Możemy wejść?- spytał ten, który cały czas milczał.
- Proszę.- powiedziałam i zaprosiłam ich gestem ręki do środka.
- Amy jus zjadłam.- mała podbiegła do mnie z uśmiechem
- Kochanie proszę cię idź do swojego pokoju. Ja muszę porozmawiać z panami.- rzekłam
- To pani siostra?- spytał ten wyższy
- Tak. Dla pana informacji mam jeszcze 6-cio miesięcznego brata.- syknęłam
- Proszę niech pani usiądzie. - rzekł poważnie komisarz Bruckner
- Otóż chodzi o to, że doszło do wypadku. Pijany kierowca samochodu ciężarowego wjechał w osobowe auto. Kierowcy ciężarówki nic się nie stało, niestety samochód osobowy został zgnieciony a jego pasażerowie zginęli na miejscu...- mówił ten niższy, a ja mu przerwałam
- Chyba nie chce mi pan powiedzieć, że tym osobowym jechali moi rodzice!?- krzyknęłam
- Niestety. Musi pani pojechać zidentyfikować ciała. - palnął szorstko ten drugi.
- Chyba was pojebało!? Przecież ja nie mogę zostawić dzieci? Co ja teraz zrobię?-!- krzyczałam i płakałam jednocześnie.
- Proszę się uspokoić. Tu ma pani adres prosektorium, w którym znajdują się ciała. Do godziny 12 musi się pani stawić abyśmy mieli pewność, że to pani rodzice. Do widzenia.- rzekł jeden, a po chwili obaj wstali i zostawiając mi na stole jakąś karteczkę, wyszli jak gdyby nigdy nic.
Zaczęłam płakać. Zastanawiałam się dlaczego to wszystko spotyka mnie. Co ja takiego zrobiłam bogu, ze aż tak postanowił mnie ukarać? Najpierw Chris, teraz rodzice. Po moich policzkach płynęły łzy. Nie mogłam przestać płakać.
- Amy? Co się stało?- zapytała Em i mnie przytuliła.
- Nic kotku.- okłamałam ją przecież nie mogłam jej powiedzieć prawdy.
- Skarbie ja muszę zadzwonić. Zaraz przyjdę dobrze?- zapytałam a ona pokiwała głową.
Przed wyjściem do ogrodu zajrzałam jeszcze do małego, który bawił się spokojnie. Usiadłam na ławce za domem i znów zaczęłam płakać. Wybrałam numer Dark'a, ale cały czas włączała się poczta. Byłam załamana nie wiedziałam co robić. Postanowiłam zadzwonić do Perrie. Niestety ona nie odbierała. Ostatnią osobą, z którą miałam jako tako dobre stosunki był Liam.
- Halo?
- Liam?
- Nie Niall. Boże Amy co się stało? Dlaczego płaczesz?
- Moi rodzice... oni ...oni mieli wypadek... oni nie żyją.
- Amy słyszysz mnie? Posłuchaj ja już do ciebie jadę.
- Proszę pospiesz się...
- Jadę.
Po tym jak Niall się rozłączy znów wybuchnęłam płaczem. Po chwili jednak wstałam i ruszyłam w stronę domu. Przecież nie mogłam zostawić dzieci samych. Weszłam do salonu, a Emma spojrzała na mnie. Nie powiedziała nic tylko mnie przytuliła. Wzięłam ją na ręce i mocno przycisnęłam do siebie. Wiedział, że muszę być silna dla dzieciaków. Nie minęło 5 minut jak zadzwonił dzwonek. Powolnym krokiem otworzyłam je i zobaczyłam przejętego Niall'a.
- Wujek!- krzyknęła mała i przytuliła chłopaka
- Kotku idź na górę i spakuj kilka swoich zabawek. Wujek zabiera cię do cioci Dan.- rzekł
- Amy co się stało?- zapytał kiedy mała pobiegła do siebie
- Mieli wypadek... muszę ich zidentyfikować... co ja teraz zrobię... co z dziećmi... szkołą?- łkałam i mówiłam jakieś pojedyncze słowa.
- Ej... spokojnie. Dzwoniłaś do Dark'a?-spytał i mnie przytulił
- Poczta się odzywa.- rzekłam
- Jus- mała się uśmiechnęła i pokazała kilka zabawek
- Amy posłuchaj spakuj kilka rzeczy Em i Andy'iego jedziemy do nas.- powiedział i wyszedł z małą
Stałam w miejscu i analizowałam jego słowa. Po chwili poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
- Słyszysz mnie? Chodź spakujemy trochę waszych rzeczy i jedziemy do mnie. Dzwoniłem już do Liam'a, czekają na nas.- powiedział Niall przyciągnął mnie do siebie.
- Ale...- chciałam coś powiedzieć jednak chłopak mi na to nie pozwolił.
- Nie ma żadnego ale. Mała siedzi już w samochodzie. Teraz bierzemy torbę pakujmy się ładnie, bierzemy Andy'iego i zapieprzamy do nas, bo chłopaki już na nas czekają.- rzekł
Chwycił mnie za rękę i kazał zaprosić się do pokoju małego. Bez słowa zaprowadziłam blondyna do pokoju brata. Ja nie byłam w stanie nic robić. Usiadłam na dywanie i płakałam. Niall był bardziej ogarnięty. Cały czas zadawał mi pytania gdzie znajdują się dane rzeczy Andy'iego, a ja wskazywałam mu je. Jakieś 15 minut później siedzieliśmy już w samochodzie blondyna. Siedziałam z tyłu razem z Emmą i Andym. Horan jechał bardzo szybko. Gdy dojechaliśmy z domu wybiegli wszyscy. Dan i Liam wzięli dzieciaki, a Perrie mnie przytuliła. Weszliśmy do środka.
- Amy spokojnie wszystko będzie dobrze.- zaczął Liam, który zaprowadził dzieciaki na górę.
- Liam dobrze? Jakie kurwa dobrze? Zostałam sama z dwójką rodzeństwa? Nie mam pracy, nie mam nikogo. Rozumiesz nikogo. !- krzyczałam i płakałam
- Amy masz nas. Przecież cię nie zostawimy. - Perrie mnie przytuliła.
- Naprawdę?- zdziwiłam się i otarłam łzy
- Pewnie.- powiedzieli wszyscy razem.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mamy rozdział 24:)
Przepraszam, że tak późno. Dziękuję wszystkim, którzy komentują.♥
Kolejny rozdział przewiduję na poniedziałek.

2 komentarze:

  1. Wiedziałam, że coś się stanie jak tylko okazało się że o & rano ich nie było... ;(
    Zazdroszczę weny ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham twoje opowiadanie:D
    Trafiłam na nie wczoraj i przeczytałam wszystkie opublikowane rozdziały. Będę twoją stałą czytelniczką♥
    Życzę weny i czekan na kolejny rozdział:D/IdealnieNieidealna

    OdpowiedzUsuń